wtorek, 26 kwietnia 2011

"Świat nie jest taki zły, niech no tylko zakwitną jabłonie..."

U mnie póki co jeszcze nie kwitną, chociaż różowe pączki, zainspirowana ulubionym kwieciem już dzielnie połyskują na gałązkach. Tym niemniej- zainspirowana tymże ulubionym kwieciem- postanowiłam z posiadanych zachomikowanych zapasów organzowo-koralikowych poczynić świąteczne dekoracje w tym stylu. Kwiatki zostały przyczepione do zielonych szydełkowych łańcuszków, a całość upięta na firance. Wyszło nadspodziewanie przyjemnie.




I to by było na tyle, jeśli chodzi o świąteczne rozpieszczanie pogodowo-kolorystyczne. W Niedzielę świętowaliśmy z tłem dźwiękowym w postaci burzy, pałętającej się po okolicy od rana do późnych godzin popołudniowych. Dopiero wieczorkiem nieco się przejaśniło, a nawet pojawiły się takie akcenty:
Poniedziałek zapowiadał się dużo lepiej, niebo kusiło błękitem i nawet udało mi się złapać taką oto czereśnię:
ale był to tylko krótki przerywnik :)
Robótkowo póki co na nowości zbytnio nie liczcie, siedzę w dwóch żmudnych raczej projektach, a najbliższe dni zapowiadają się mocno pracowicie. Zmykam zatem skorzystać z ostatnich wolnych chwil.

sobota, 23 kwietnia 2011

wtorek, 19 kwietnia 2011

Rozmowy kontrolowane- albo i nie

Jak wiadomo, posiadanie psa nadaje zewnętrznemu życiu towarzyskiemu zupełnie nowy wymiar. Nagle okazuje się, że mnóstwo ludzi nas zna, chce porozmawiać, wymienić doświadczenia.
Akurat wczoraj nadarzyła mi się taka piękna rozmowa, z dwoma dżentelmenami w wieku poniżej pięć. Dżentelmeni pod okiem pracującego sobie dziadka zajmowali się sobą w ogrodzie i widzieli mnie już wcześniej ze sto razy, ale w okolicznościach "bez psa", więc nie zwracali na mnie uwagi. Doczepiona do psa nagle zaczęłam istnieć w ich świadomości, tym bardziej, że pies osobisty witał się czule przez plot z psem dziadkowym.
-A to twój piesek jest? Jak się nazywa?- zagaił starszy dżentelmen.
-Mój. Moyra- odpowiedziałam.
-Mo... Mo... Molija?- imię jak na zdolności dżentelmena okazało się jednak nieco za trudne (nawiasem mówiąc polowa okolicznych dzieciaków, Moyrę z wzajemnością kochających, nabywa niechcący pierwszego kontaktu z nazewnictwem rodem z wiekopomnego dzieła Tolkiena, i nie woła inaczej jak "Moria")- A my tes mamy pieska w domu, Sonię.
- Wiem, wasza ciocia mi o niej opowiadała.
-Oooo, znas nasom ciocie?
-Znam. I mamusię znam.
-A nas znas?
-Znam, ale dawno was nie widziałam i strasznie urośliście od tego czasu.
Starszy dżentelmen widać uznał, że urośniecie może człowieka zmienić, bo na wszelki wypadek postanowił trochę się przedstawić:
-A to mój brat jest- wskazał na młodszego i dodał konfidencjonalnie- on autka lubi, wies?
O sobie też postanowił coś powiedzieć:
-A ja mięska to nie lubie. Bo mięsko to strasnie długo w buzi zostaje i sie nie chce zjeść. A ty lubisz mięsko?
-Lubię- wyznałam.
- A dlacego???- dżentelmenem wyraźnie wstrząsnęła ta informacja.
- Bo jest dobre- wyjaśniłam.
Tu postanowił wtrącić się do rozmowy młodszy dżentelmen, do tej pory pochłonięty obserwacją psich czułości przezpłotowych.
-A cemu twój piesek tu psysedł-wyseplenił równie uroczo jak starszy brat. Z naciskiem na "wyseplenił".
- Bo lubi odwiedzać Fado, widzisz, jak do siebie machają ogonami?
-Acha- wydawał się usatysfakcjonowany- a ciastecka twój piesek lubi?
- O, bardzo lubi.
-Nasa Sonia tez lubi. Ona wsysko lubi i wsysko by zjadła.
- No słyszałam, że raz to wam mięsko, co miało być na obiad, zjadła- pochwaliłam się posiadaną wiedzą.
- No, mięsko zjadła. I nase tościki na śniadanie tes zjadła. Poglyzła, poglyzła, wypluła, a potem zjadła.
W tym miejscu postanowiłam się z dżentelmenami pożegnać. Jak to dżentelmeni, wykazali się wielką troską:
-Ceść. Tylko uwazaj na ulicy, bo tam auta jezdzom.
-Pamiętaj, uwazaj na auta!!!- goniło mnie przypomnienie, dopóki tylko byłam w zasięgu wzroku.




niedziela, 17 kwietnia 2011

Żeby nie było, że się lenię...

No dobra, uczciwie rzecz przedstawiając, owszem, lenię się. I nie mam tu na myśli utraty owłosienia, tylko nicnierobienie permanentne. W przerwach między lenistwem mimochodem powstała góra jajec wielkanocnych, których przedstawiciele wyglądają tak:

Dziś natomiast- lepiej późno, niż wcale- zabrałam się w końcu za kartki wielkanocne:
We wzajemnym towarzystwie, skojarzonym wysyłkowo, prezentuje się to następująco:
Produkcją jajec zajmowałam się dorywczo, w różnych dziwnych miejscach, jak to mam w zwyczaju. Wzbudzając oczywiście odpowiednie zainteresowanie, objawiające się pytaniem:
- Co robisz?
- Jajco!- informowałam uprzejmie.
Mina pytających po takiej odpowiedzi - bezcenna :)

niedziela, 10 kwietnia 2011

"Góry-tu wszystko jest święte..."

Krótkie migawki z krótkiego wypadu wiosennego:

sobota, 9 kwietnia 2011

Edward w wersji "po przejściach"

Tym razem Poczta Polska zadziwiła mię pozytywnie, dostarczając wysłaną do Reni przesyłkę już po jednym dniu. Zastanawiałam się, jaki drobiazg dorzucić do historii Edwarda i w chwili natchnienia zrodził się taki oto królik- przyjmijmy, że to bohater powieści po przejściach, poszarzały i pobrązowiały od upływu czasu. Robiony jak to u mnie- bez żadnego wzoru, ładu i składu.
Siedzi sobie na kolejnym etui komórkowym.

poniedziałek, 4 kwietnia 2011

Cierpliwość nagrodzona

Reni proszę o kontakt mailowy.
A to dla pozostałych uczestników zabawy: