poniedziałek, 30 sierpnia 2010

Skarby, skarby

Skarby czekały na mnie po powrocie z wakacji w postaci pokaźnej przesyłki, jaka dotarła do mnie w ramach wakacyjnej wymianki. Agata z Magii Tworzenia podarowała mi wspaniały album a wakacyjne pamiątki, cale mnóstwo fantastycznych przydasi, z kolorowymi piórkami a czele i słodziutką czekoladę w sam raz a jesienne dni. Dziękuję, Agato :)
Album po rozłożeniu wygląda jak wachlarz, a każda kieszonka zawiera karteczkę na opis umieszczanej tam pamiątkiJa swoja paczuszkę dla Nati z potrzeby tworzenia wysłałam jeszcze w lipcu, w roli głównej wystąpiły oczywiście motyle :)

piątek, 13 sierpnia 2010

Miłość od pierwszego wejrzenia



Dopadła mnie kilka dni temu. kiedy u Maty "Między włóczką a szydełkiem" zobaczyłam kogutka w wersji "orgia kolorów". Natychmiast i z całego serca zapragnęłam podobnego. Jako że w koszyczku odpowiednia orgia kolorów się znalazła, a największy kamyczek, -ten, co to na breloczek za duży, ale kształt ma fajny- wydawał się na kogutka wprost stworzony- proszę, oto jest ptaszydło! Żywot rozpoczęło od przygód ekstremalnych- z psiej paszczy wystawała już tylko jedna koralikowa nóżka, ale na szczęście udało się go uratować. Prezentuje się na bardzo historycznym tle serwetki wykonanej przez moją Mamę, kiedy oczekiwała narodzin córki czyli mnie.





.

środa, 11 sierpnia 2010

koniki dwa

Wracając ze spaceru z psem, spotkałam Koleżankę.-Wiesz, przez Ciebie popadam ostatnio w obsesję- przywitała mnie dość nieoczekiwanie.
-Obsesję???- zdziwiłam się zatem uprzejmie.
-Tak, wszędzie się już rozglądam za tymi Twoimi kamykami do obrabiania- wyjaśniła.
Aha. Po czym zgodnie obie przykucnęłyśmy i oddałyśmy się grzebaniu w kamykach. To znaczy grzebałyśmy we trzy, bo psica, widząc nasze zainteresowanie, z radością zaczęła nam pomagać, wykopując całkiem sporą dziurę.
-Ten?
-Eee, za mały...
-Ten?
-Eee, nie bardzo równy...
-A ten, o, popatrz, jaki ma fajny kształt.
-No fajny, ale trochę duży.
-No duży, ale całkiem lekki, sama zobacz.
Sama zobaczyłam i w rezultacie cztery kamyki przytargałam w kieszeni spodni, zasilając tym zbiór surowca,widniejący na pierwszym zdjęciu, jaki uprzejmie przywieziono mi w ramach pamiątki znad morza. W zamian za czarnego kocura, który mruczał do Was poprzednio.
Czas się było zatem wziąć do dzieła i na odmianę powstał sobie konik. Na całkiem rozbrykanych kopytkach.
Drugi konik- czy raczej pasi-konik- podszywał się natomiast pod mola książkowego, odpoczywając sobie na mojej półce z książkami. Wykazał się zresztą niezłym gustem, wybierając na lekturę "W moim Mitford", którą i Wam serdecznie polecam.

czwartek, 5 sierpnia 2010

totalne zezwierzęcenie

Przypomniało mi się otóż wczoraj, że koleżanka moja, Carlosem pieszczotliwie zwana, która rozmaite talenty posiada (co możecie zobaczyć tutaj), pokazała mi, do czego wykorzystuje wygładzone przez morze drobne otoczaki. Do breloczków mianowicie. Co prawda do morza daleko, ale górskie strumienie gorsze nie są, wygładzić też potrafią. Znalazłam więc sobie odpowiedni materiał i powstały takie oto zwierzaki-cudaki, ni to koty, ni to myszy.
Moim faworytem zdecydowanie jest rudzielec, żbikowaty taki, bo na uszach ma pędzelki.
Dodam jeszcze, że był i biały prototyp, który wyszedł całkiem nieźle, ale marnie skończył w psiej paszczy

środa, 4 sierpnia 2010

Gorzka prawda i wyzwania


Gorzka prawda jest taka, że patologiczne lenistwo ze mnie wychodzi. Nie chce mi się i już! Spędzam więc sobie leniwie kolejne dni, nadrabiając zaległości lekturowe (szwedzkie kryminały wydane w "Mrocznej serii") i osładzając samoświadomość pysznym ciastem z porzeczkami (na spód z kruchego ciasta wysypujemy czerwone porzeczki albo jagody i na to piana z 3 białek ubita z dodatkiem 15 deko cukru. MMM-mruczę wielkimi literami, niestety tylko wspominając...) tudzież dobrą herbatą. A, nie, jednak tak całkiem patologicznie leniwa nie jestem, bo część porzeczek przerobiłam na dżem :)
Poza tym bawiłam się w Kopciuszka, rozplątując kłębek bawełny, który dostał się do łajdackiego psiego pyska. Chyba lepsze niż przebieranie grochu i soczewicy, czy co tam oryginalny Kopciuszek miał do roboty.

Wczoraj jednak poczułam, że patologii czas powiedzieć STOP! Zabrałam się zatem za moje stado motylków, tym bardziej, że w Twórczym Pokoju pojawiło się motylowe wyzwanie. Tak więc krochmaliłam, wiązałam i w efekcie powstały dwie zawieszki. Długie toto i na oknie albo gdzie indziej wisi sobie sympatycznie, ale fotkę całości zrobić ciężko. Pojedyncze motyle do wglądu w poprzednim poście.
Z rozpędu chwyciłam potem w łapki szydełko i kolejne owady tworzę, tym bardziej, że nieopatrznie odwiedziłam ulubioną pasmanterię i wróciłam z nowymi kolorowymi kłębkami. W moim koszyku zrobiło się słonecznie i błękitnie. Oraz ciasno, więc na jakiś czas na wizyty w pasmanterii trzeba nałożyć embargo.