piątek, 10 września 2010

koloroterapia

Niessspodziewanie jesień przyszła i to w wersji niekoniecznie sympatycznej. Jeszcze człowiek myślami na wakacjach, jeszcze w góry by bryknął, a tu nie- deszcz i zimno. Nic więc dziwnego że na ten stan szarości, spotęgowanej nawałem papierkowej roboty po powrocie do pracy postanowiłam zastosować koloroterapię, tym bardziej, że nieopatrznie wstąpiłam do ulubionej pasmanterii, gdzie cudna bawełna po prostu się do mnie śmiała. Musiałam jej ulec i już! Koloroterapia wyszła w formie ptaszków w postaci do zawieszenia gdziekolwiek. Na kwiatku. Na korkowej tablicy.Albo na choince- bo z przerażeniem niejakim znalazłam ostatnio w kalendarzu notatkę "zacząć ozdoby świąteczne". No to zaczynam.
Ponadto rzutem na taśmę w ostatniej chwili zgłaszam ptaszory na folklorowe szufladowe wyzwanie. W moich stronach kolorowe drewniane ptaszki (tudzież koniki, ale to już inna historia) to typowe akcesoria lokalne. Miałam takiego jednego do towarzystwa posadzić na fotce, ale oczywiście przypomniałam sobie już po fakcie. Czyli teraz.
W mojej wersji ptaszek składa się z obrobionego szydełkiem kamyka pochodzenia okolicznego, piórek z wakacyjnej wymianki (mówiłam, że pomysł na nie miałam od pierwszego wejrzenia?) oraz drewnianych koralików.
Koloroterapia ma jeszcze jeden smakowity aspekt- czekoladowe ciasto z wyczekanymi z utęsknieniem późnymi malinami prosto z ogródka. Pycha!






4 komentarze:

  1. Sliczne "ptactwo",dziekujemy za udzial w zabawie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Drob rewelacyjny! Uwielbiam takie soczyste,zywe kolory:)

    OdpowiedzUsuń
  3. ale fajne ptaszyska...
    w łikend zajadałam się przepysznymi późnymi malinami

    OdpowiedzUsuń