Jako dziecię mało od ziemi odrośnięte zostałam nieodwołalnie zdeprawowana. Rodzina cała, od mamusi z tatusiem poczynając, przez starsze rodzeństwo idąc, a na ciociach, wujkach i osobach niespokrewnionych kończąc zatruwała mój niewinny umysł, zasiewając w nim na stałe potrzebę obcowania z literaturą. Jako owo dziecię nieodrośnięte i nieumiejące czytać poznałam całą klasykę przez słuch, a kiedy opanowałam litery, zaprowadzono mnie do biblioteki i deprawowałam się już samodzielnie.
***
Na pierwsze szkodliwe efekty wcale nie trzeba było długo czekać. Pewnego pięknego, upalnego, letniego dnia dziecię nudzące się nieco w towarzystwie kuzynki przypomniało sobie wyczytany w literaturze mocno przygodowo-fantastycznej opis, jak to bohaterowie gotowali sobie jajca na rozgrzanym piasku pustyni. Pora była drugośniadaniowa, jajeczka w kurniku niezebrane, temperatura- wydawałoby się- sprzyjająca... Okoliczności w sam raz do eksperymentów zainspirowanych literaturą. Gotować to nie, ale jajeczniczkę-o, zjadłoby się, zjadło. No to po dwa jajeczka na głowę, szybkie rozbicie ich na rozgrzany piach i czekamy efektu.
Czy to jednak za chłodno było, czy poza pustynią nie wychodzi, czy też cierpliwości brakło- dość powiedzieć, że efekty zerowe. Za to odkryłyśmy, że rozbite jajco pomieszane z piachem ma właściwości mocno ślizgające i może zastąpić śnieg i lód. No to odwiedziłyśmy kurnik jeszcze raz i ślizgawka udała nam się, że hej.
Nie wiedzieć czemu, rodzina jakoś nie była zachwycona naszą pomysłowością.
***
Dziś rano w stanie mocno sennym stanęłam przed szafą, ogarnęłam wzrokiem jej wnętrze i z westchnieniem stwierdziłam, że nie mam co na siebie włożyć. Nie, nie, nie o kobiecą kokieterię konfekcyjną szło. Nieco trzeźwiej pomyślałam, że od tygodnia latam w spódniczkach do pracy bynajmniej nie dlatego, że tak lubię (chociaż lubię)- po prostu wszystkich spodni w szafie brak. Gdzie ja to je ostatnio widziałam? A, prawda, w praniu. Po praniu porzuciłam wszelkie dobro w mało uczęszczanym pokoju i czekałam.
Na co? Otóż tu znów włącza się szkodliwy wpływ literatury. Konopnickie Marie i inne takie pisały, że jak w domu wystawić miseczkę z mlekiem albo inny pokarm, to ani chybi bożęta czyli domowe skrzaty z wdzięczności za prace gospodarskie się wezmą. Miseczki co prawda nie wystawiam, ale mleko znika o wiele szybciej, niż wskazywałaby na to logika, że o innych przysmakach nie wspomnę.
Znaczy się bożęta są, czują się jak u siebie, mleko z lodówki wypijają i ogólnie częstują się. No, drodzy państwo, to może by tak odpracować trochę frykasy, w prasowaniu pomóc?
Guzik! Lenie jedne przez miesiąc do roboty się nie wzięły, sama musiałam za żelazko chwycić.
I żeby nie było, że wyzyskiwacz ze mnie, za wikt i dach nad głową usług się domagam- uczciwie zapłacić im chciałam. Mogły sobie wziąć z kieszeni świeżutko wypraną podobiznę niejakiego Władka Jagiełły (któremu nota bene pranie większej krzywdy nie wyrządziło...). Nie chciały, to nie! Już ja Władka w jaki przyjemny sposób spożytkuję.
***
Mówię Wam, literaturze to Wy nie wierzcie!!!
No szkoda że Ci nie wyszło z tymi skrzatami,już myślalam że zmałpuję sposób postępowania i tez zagonię do roboty....A tak muszę znów sama...Przyjemności z Władkiem życzę :)))
OdpowiedzUsuńDobre! Obśmiałam się jak norka:D:D:D
OdpowiedzUsuńno to kurka ja tez jestem przez literature zdeprawowana :))
OdpowiedzUsuńŚwietna opowieść
OdpowiedzUsuńHmmm..u mnie bożęta ulubiły sobie ....czekoladę..:)) i to najbardzieju im smakuje Lindt:((
OdpowiedzUsuńKi pieron..kiedy one ją wyżerają ..nijak utrafic nie mozna!!
Spes - pewnie sama podżerasz, niebożę:D:D:D
OdpowiedzUsuńA gust wyrafinowany mają, że ho ho!:)
Lubią też białe michałki, mieszankę krakowską i wszystkie domowe wypieki.
OdpowiedzUsuńChyba profilaktycznie zacznę wszystko sama wyżerać :)
ale swietny poscik- usmialam sie niezle :) opis z jajkami bezcenny :D
OdpowiedzUsuń