...czyli szal, który jest mój-ci-on, w komplecie do płomiennej czapeczki. Muszę jednakowoż wyznać, że po drodze obdarzałam go najrozmaitszymi epitetami i tytułami.
Jak na przykład: Never ever!Chociaż w zasadzie tytuł oryginalny czyli Ismene też jest dobry, bo kojarzy się z grecką tragedią, a doprawdy przedzieranie się przez wzór chwilami wywoływało łzy w oczach, dopóki nie opracowałam sobie metody zapamiętywania sekwencji oczek, z których nic się nie chciało powtarzać.W dodatku w onym wzorze w części zasadniczej była pomyłka, którą wykryłam dopiero w drugim powtórzeniu, przez co w jednym momencie wzór mi się ździebko rozjechał. Trudno, mój ci on, więc może sobie pozostać rozjechany. A już borderek to jedna wielka zagadka- na trzy sposoby usiłowałam robić, a i tak skończyło się na wielkiej improwizacji, bo za cho... za nic mi się ilość oczek w kolejnych rzędach nie chciała zgadzać. Dobrze, że to nie mój pierwszy szal, bo jeszcze bym powzięła podejrzenie, że za głupia do drutów jestem ;)Włóczka to wspomniana już cienizna estońska w wersji kolorystycznej "flame". Trochę gryzie, ale dla tych kolorów to może mnie gryźć ile chce. Do czapki się przyzwyczaiłam i już tego nie zauważam. Miałam jej jakieś 13 dkg, po czapce i szalu został mi jeszcze całkiem pokaźny kłębek.
Druty drewniane KP 3,5.
Jest przepiękny, fajnie, ze nie rzuciłaś w kąt robótki , warto było sie pomęczyć:)
OdpowiedzUsuńMoże i nazwałaś go "Never ever!" alei tak jest boooski... :))
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
oj/...warto bylo..szal jest cudny...rewelacyjny..i wzor i kolory..nie wiem co bardziej zachwyca....poprostu podziwiam...pozdrawiam ania
OdpowiedzUsuńSzal przepięęęęęęęęęęęęęęęęekny!!!Pozdrawiam wiosennie:)))
OdpowiedzUsuńSzal jest cudny:) Moim zdaniem warto się było pomęczyć;)
OdpowiedzUsuń