środa, 4 sierpnia 2010
Gorzka prawda i wyzwania
Gorzka prawda jest taka, że patologiczne lenistwo ze mnie wychodzi. Nie chce mi się i już! Spędzam więc sobie leniwie kolejne dni, nadrabiając zaległości lekturowe (szwedzkie kryminały wydane w "Mrocznej serii") i osładzając samoświadomość pysznym ciastem z porzeczkami (na spód z kruchego ciasta wysypujemy czerwone porzeczki albo jagody i na to piana z 3 białek ubita z dodatkiem 15 deko cukru. MMM-mruczę wielkimi literami, niestety tylko wspominając...) tudzież dobrą herbatą. A, nie, jednak tak całkiem patologicznie leniwa nie jestem, bo część porzeczek przerobiłam na dżem :)
Poza tym bawiłam się w Kopciuszka, rozplątując kłębek bawełny, który dostał się do łajdackiego psiego pyska. Chyba lepsze niż przebieranie grochu i soczewicy, czy co tam oryginalny Kopciuszek miał do roboty.
Wczoraj jednak poczułam, że patologii czas powiedzieć STOP! Zabrałam się zatem za moje stado motylków, tym bardziej, że w Twórczym Pokoju pojawiło się motylowe wyzwanie. Tak więc krochmaliłam, wiązałam i w efekcie powstały dwie zawieszki. Długie toto i na oknie albo gdzie indziej wisi sobie sympatycznie, ale fotkę całości zrobić ciężko. Pojedyncze motyle do wglądu w poprzednim poście.
Z rozpędu chwyciłam potem w łapki szydełko i kolejne owady tworzę, tym bardziej, że nieopatrznie odwiedziłam ulubioną pasmanterię i wróciłam z nowymi kolorowymi kłębkami. W moim koszyku zrobiło się słonecznie i błękitnie. Oraz ciasno, więc na jakiś czas na wizyty w pasmanterii trzeba nałożyć embargo.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Prześliczne kolory :D Leń twórczy dopada chyba wszystkie tworzące , a wtedy wszystko pod górkę idzie. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuń