- szczęśliwie i cało, nieodmiennie zachwycona przestrzenią oraz gościnnością prostych ludzi mieszkających w malutkich, zapomnianych wioskach. Dopieszczona słońcem, którego nie brakowało przez trzy tygodnie pobytu, objedzona genialnymi serami i innym nieprzetworzonym nabiałem, świeżym miodem prosto z plastra i- przyznaję- nieco zmęczona typowym menu, któremu wszystko jedno- obiad to, śniadanie czy kolacja, bo potrawy generalnie nie mają podziału na pory dnia. Chyba już nie zaskoczona kontrastami między oficjalnym wizerunkiem kraju a rzeczywistością.
Ale tak naprawdę to wszystko to tylko skorupka, szczegóły. Liczą się spotkania z ludźmi, rozmowy, czasem drobne gesty. Trzy tygodnie intensywnej pracy- dwa obozy dla tamtejszych dzieciaków, z reguły borykających się z niezbyt ciekawym dzieciństwem, łaknących zwykłej uwagi i zainteresowania. Niedospanie, nieszczególne warunki sanitarne czy inna kuchnia- to wszystko w pewnym momencie przestaje mieć znaczenie.
Lubię ten czas- kiedy mogę się zatrzymać, bo rytm życia jest dużo wolniejszy, kiedy w całym zabieganiu mam na nowo szansę spojrzeć na to, co naprawdę ważne i docenić, jak wiele mam.
zazdroszczę słonecznej Białorusi! Pozdrawiam
OdpowiedzUsuń