Po zrobieniu pierwszego dwukolorowego Arroyo wiedziałam, że na pewno
będą następne. To akurat połączenie kolorystyczne powstało z myślą o
bardzo konkretnej osobie- i tu pojawił się problem, jaki kwiat przypisać takiej oto sztuce:
Tymczasem u mnie dziś deszczowo, wietrznie i ogólnie paskudnie pogodowo. W związku z tym robię sobie wagary od nauki, dla odmiany czytam normalną książkę ("Zima świata" Folletta) i bawię się małymi formami szydełkowymi, dochodząc do wniosku, że druty jednak bardziej mnie bawią.
Cudna :-)
OdpowiedzUsuńŚliczne kolory :-)
Pozdrawiam serdecznie.
Ostatnio jestem słaba w nomenklaturze dziewiarskiej. Nie wiedziałam, że taka szaliko- chusta ma taką nazwę.
OdpowiedzUsuńOdnośnie przylaszczek. Raz w życiu widziałam, takie autentyczno- leśne u schyłki marca w Poniatowej (lubelszczyzna).
Są nieco bardziej kobaltowe niż Twój szal (moja balkonowa identyczna jak u Ciebie), jednak ich łodyżki u podstawy są właśnie brązowawe. Śmiałam się wówczas z samej siebie. Byłam tak zmęczona ciężkimi przeżyciami, iż myślałam, że mi się w oczach zrobiło fioletowo. Jednak to były całe połacia, na tle brązowego jeszcze lasu.
W naturze ten niebieski na szalu jest bardziej przylaszczkowaty. Jeszcze mi po głowie chodziły tatrzańskie goryczki, ale ostatecznie brąz zadecydował o przylaszczce.
UsuńArroyo to nazwa tego konkretnego wzoru, zdecydowanie mi się nie nudzi, w planach już mam następny kwiatek.