Być nie może- świeciło kiedyś słońce? Ciężko uwierzyć, bo ostatnie dni- szare i ponure- skłaniają li i jedynie do przytulenia głowy do poduszki i przemiany w niedźwiedzia-co roku zazdroszczę im snu zimowego :)
A jednak- była taka chwila w listopadzie, dzięki której mogę przedstawić Wam Diunę. Robiona najprostszym ściegiem żeberkowym, przewędrowała ze mną pół Polski i powstawała między innymi w ukochanych Sudetach, jako podsumowanie pełnych emocji wędrówek między innymi po Górach Wałbrzyskich (jak mnie leń opuści, to napiszę o tym coś więcej na Zdzierbutach- ale leń trzyma mnie od wiosny...)"Diuna" nie od kolorów, miejscami rzeczywiście piaskowych, ale na cześć Franka Herberta i jego książki, która towarzyszyła mi tym razem w wersji przez uszy.
Szaliczek nader przypadł mi do gustu i mam zamiar podobny poczynić dla siebie.
włóczka Katia Azteca, numeru nie pomnę, a banderolki mi wcięło, mniej więcej 1,5 motka.
druty KP, chyba 5, a może 5,5
3 gotowe szale czekają na światło, kolejny się dzierga :)
Dobrze, że nie słuchałaś Ferdydurki, bo wiesz co by Ci Gombrowicz przez te uszy zrobił ;)
OdpowiedzUsuńCo do sweterka, to mi on również przypadł do gustu, a przede wszystkim kolory ;)
Świetne kolory. Podziwiam. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuń